Historia polska
2016-02-09 autor: Krzysztof SmirnowSpis artykułów
Wygląda na to, że na lekcjach historii uczą nas nie tego, co trzeba. Tylko o armiach uganiających się po ukraińskich stepach, rosyjskich puszczach i mazowieckich łęgach. A przecież ktoś te armie musiał finansować, wyposażyć, ktoś musiał im te rusznice, szable, zbroje wyprodukować, konie wyhodować… To wymagało gospodarki, administracji, wynalazczości… A może naprawdę tak było, że gdy w karczmach londyńskich Izaak Newton z Edmundem Halleyem raczyli się kakao i spędzali czas na dyskusjach o nowych pomysłach Leibnitza, to u nas tylko uganiano się po Dzikich Polach za Tatarami i Kozakami? W łapciach z łyka i przepaskach z mchu i trawy? W każdym razie nic nie wiadomo, aby w czasach, gdy Samuel Pepys stenografował systemem Sheltona swoje słynne pamiętniki, a parlament szwedzki już miał swoje biuro stenograficzne, u nas ktokolwiek zajmował się problemem szybkopisania po polsku. Brak solidnych materiałów.
Tymczasem polskie elity intelektualne zetknęły się ze stenografią dość wcześnie. Problem szybkopisania musiał mieć dużą wagę w kraju, gdzie najważniejszym wydarzeniem politycznym były obrady Sejmu. W ten sposób narodziła się potrzeba spisywania diariuszy sejmowych. Choć przez długi czas nie nadano tym sprawozdaniom charakteru oficjalnego (uczyniono to dopiero za rządów Jana Kazimierza), sporządzano je na prywatne zamówienie. Wynajęci skrybowie posługiwali się własnymi metodami, lub, jeśli notowali po łacinie, pozostałościami po średniowiecznej tachygrafii . Całkiem powszechne było użycie metody logograficznej, która przy niezbędnej liczbie dobrze wytrenowanych i zsynchronizowanych szybkopisów nie wymaga stenografii, aby nadążyć za potokiem wymowy.
Polska w XIX wieku, choć podzielona pomiędzy trzy mocarstwa, nie odstawała od reszty cywilizowanych krajów. Pierwsza kompletna metoda stenograficzna powstała jeszcze podczas wojen napoleońskich. 50 lat później mieliśmy już pierwszą wersję systemu, który panował w Polsce, przecież obok wielu innych, przez następne 120 lat.
Choć wielu idealistów włożyło mnóstwo trudu i pracy w propagowanie i rozwój polskich technik szybkopisania, sztuka ta nigdy w naszym kraju nie wyszła daleko poza wąską grupę profesjonalistów. Można jeszcze i dziś spotkać w różnych zawodach byłych stenografów, którzy umiejętności tej więcej nie kultywowali po zmianie pracy. Wiadomo, że niektórzy starej daty uczeni znali stenografię dla własnych potrzeb, ale można ich uznać za wyjątki potwierdzające regułę. Dziś praktycznych stenografów w Polsce jest niewielka garstka, dosłownie kilkanaście osób. Są to głównie miłe starsze panie, które na poły idealistycznie, a trochę dorabiając do emerytury, służą polskiemu Parlamentowi. Setki, czy może tysiące absolwentów szkoły dla supersekretarek z ulicy Ogrodowej 5 w Warszawie pozostaje w ukryciu, lub nigdy nie miało okazji wykorzystać stenografii w pracy zawodowej.